31 sierpnia 2021

Satoru Gojo x OC #2

    Młoda Evergarden wypuściła głośno powietrze z płuc. Nie podobało jej się to, że tego ranka w jej domu, konkretniej w jej osobistym ogrodzie, pojawił się nie kto inny, tylko źródło jej wszystkich nerwów. Gotujące krew w żyłach, zmuszające mięśnie i szare komórki wraz z neuronami, do pozostawania w stałej gotowości, tak długo, jak długo był w pobliżu Satoru Gojo. Stał sobie na werandzie, emanując beztroską, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie. Uśmiechał się głupawo, zostawiając czarnowłosą w oczekiwaniu na jakiekolwiek słowo wyjaśnienia. Sprawiał wrażenie, jakby świetnie się bawił, poddając jej cierpliwość wielu próbom, czekając aż złamie się pierwsza. 
    Ayane, patrząc na sylwetkę mężczyzny, przez moment poddała w wątpliwość wszystkie sytuacje minionych trzech lat. Miała wrażenie, jakby nadal była tą samą, w gorącej wodzie kąpaną, młodą Evergarden, która co rusz sprzeczała się z białowłosym o byle pierdołę lub walczyła o miano najsilniejszego czarownika jujutsu. Którą Ushio co rusz sprowadzał na ziemię, za każdym razem, gdy tylko był w pobliżu. Satoru zaś nie zmienił się nic. Nadal nosił opaskę, zasłaniając oczy. Nadal jego białe włosy, zaczesane ku górze, sterczały na wszystkie strony. Nadal nosił ten sam uniform egzorcysty. I nadal uśmiechał się tak samo zadziornie, jak wtedy.
    Oparła przybrudzone ziemią dłonie w talii i uniosła pytająco brew ku górze. To nie mógł być tylko zbieg okoliczności. Że tylko sobie przechodził i postanowił wpaść. Sekundy mijały a kobieta zaczęła się już lekko irytować.
- Powiesz coś czy zapomniałeś języka za zębami?
Gojo mógł w tej chwili przygadać jej na tysiąc różnych sposobów, ciesząc się jednocześnie, że kobieta niewiele się zmieniła. Jej grzywka nadal żyła własnym życiem, odstając na wszystkie strony. Jej ciemnobrązowe oczy nadal biły tym samym, niezłamanym blaskiem. Jej rysy twarzy były nadal czarująco kobiece. A jej całokształt nadal pozostawał w stanie podirytowania, gdy tylko się zjawił w jej otoczeniu.
- Niesamowite. Lata temu wyrzuciłabyś mnie z domu, zanim bym do niego wszedł!
To nie jest możliwe, żeby nie miał sprawy do załatwienia, jakiegoś biznesu czy celu, do którego potrzebna mu była Ayane. Błądziła w myślach, poddając najbardziej szczegółowej analizie wszystkich prawdopodobieństw, łącząc najbardziej absurdalne fakty, by odnaleźć ten konkretny, ukryty motyw, który sprowadził do go jej rezydencji.
- Przyznam, że podsuwasz mi bardzo kuszące rozwiązanie pewnego problemu. - Dodała po chwili, gdy utwierdziła się w tym, że białowłosy nic więcej nie doda. - Ale pierw łaskawie pozwolę ci podać powód twojej wizyty.
Gojo tylko przekrzywił lekko głowę w bok.
- Przechodziłem niedaleko i zdecydowałem, ze wpadnę.
Irytacja, kłębiąca się w ciele kobiety osiągnęła wyższy poziom. Ten cholerny kłamca.
- Przechodziłeś niedaleko. - Powtórzyła po nim, zgrzytając zębami. - Na takim wygwizdowie, na jakim mieszkam, ty magicznie znalazłeś się w okolicy! I co robiłeś? Grzyby w lesie zbierałeś? Myślisz, ze ja w to uwierzę?! Głupi idiota!
Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej i wśród wiązanki wyzwisk, kierowanych pod jego adresem, nie wyciągając dłoni z kieszeni, jednym susem pokonał odległość, dzielącą go od kobiety. Pochylił się nad czerwoną ze złości Ayane, niebezpiecznie zmniejszając dystans między nimi. Ta zaś, cofnęła się o krok do tyłu, profilaktycznie będąc gotową do ewentualnego prawego sierpowego.
- Doszły mnie słuchy, że pewna głowa rodu nie została poprawnie przywitana w społeczności. - Mruknął przed jej twarzą cicho, jednak dostatecznie głośno, by usłyszała. W nagłym szoku otworzyła szerzej oczy, nie spodziewając się takiego powodu jego wizyty. Po chwili jednak zmarszczyła brwi. Będzie rzucać jej kłody pod nogi tak samo jak wszyscy inni? Zanim zdążyła wypowiedzieć na głos swoje oburzenie, przyłożył jej palca do ust. - Nie tak prędko, najpierw-
- Nie mam czasu na te twoje zabawy! - Machnęła dłonią, odpędzając mężczyznę niczym stado natrętnych much. - Załatw to, co załatwiłeś i wracaj skąd wypełzłeś!
Szybkim krokiem wyminęła Gojo, zostawiając pracę w ogrodzie i ruszyła w głąb rezydencji.
- Byłbym zapomniał, za godzinę spotkanie Rady!

    Nie mogła tego przyznać. Cholernie nie mogła, ale Satoru trafił w samo sedno. Ayane nie otrzymała nigdy nawet ochłapu powitania i akceptacji, jakich mógł dostać przypuszczalnie jej brat. Niestety dwa lata temu jej rodzina musiała zmierzyć się z rzeczywistością, podjąć trudną decyzję i w miarę szybko przekazać obowiązki i rolę głowy rodzinie właśnie jej. Jedynej kompetentnej osobie. Córka Burz w roli reprezentanta rodziny nie brzmiała źle. Jednak nie dla nich. Oni nigdy jej nie zaakceptowali. Czy to przez jej choleryczną osobowość? Czy może przez to, że w niecałe dwa lata prześcignęła praktycznie wszystkie klany, dumnie siadając na pozycji drugiego najsilniejszego czarownika? Czy może przez to, że przez jej błąd zginął jeden z geniuszy jujutsu? 
    Jakikolwiek był powód, przez upływ czasu był dość niesprawiedliwy. Ayane, z bezsilności przełykała tę hańbę. Wielokrotnie myślała o poddaniu się. Odcięciu od społeczności wielkich, dumnych rodów. Jednak, ilekroć człowiek raz zasmakuje we władzy, trudno mu potem to porzucić. Ludzie to są jednak piekielnie chciwe i zachłanne stworzenia.
    Z bezkresnego oceanu myśli wyrwała ją służka, która pierw spokojna, przekazała jej list, po chwili zrobiła się cała czerwona i spięta widząc, kto stoi za jej panią. Ayane tylko cmoknęła z niezadowoleniem, widząc jak zły wpływ ma białowłosy na jej służbę. Ten cholerny, irytujący, jednocześnie przepiękny człowiek mógł z łatwością namieszać w głowie każdej kobiety, niewiele robiąc.
- O cholera... - Spięła się, widząc nazwę adresata. Niepokojąc się, co ten zlepek próchna wymyślił, otworzyła kopertę. Satoru nachylił się, razem z nią śledząc treść listu.
- Mówiłem ci przecież.
- Kimono... - Szepnęła przerażona, mnąc kartkę w dłoni. - Szykujcie mi kimono!

    Ayane, wielokrotnie słysząc swoje imię, nazwisko i nawet jej tytuł Córki Burz, szła dumnie przed siebie, ubrana w przepiękne czarno-żółte kimono. Powód, dla którego była na ustach wszystkich zgromadzonych, był raczej oczywisty, ale ich reakcje nie były dla niej klarowne. W miejscu spotkań rady pojawiła się, dosłownie pojawiła się znikąd, w towarzystwie Satoru Gojo. Uściślając - to on ją tam ściągnął. Czemu taka drobna sytuacja wywołała tak wielkie poruszenie? Przecież każdy tu korzysta z różnych technik jujutsu, przynajmniej w niewielkim stopniu.
    Wszyscy mężczyźni szeptali między sobą, zerkając co chwila na idącą samotnie kobietę, bo ten nieodpowiedzialny albinos musiał gdzieś się ulotnić, mówiąc, że ma coś do załatwienia i zostawił ją samą. Przygryzała wargę, powstrzymując się od jakiegokolwiek niegodnego zachowania, próbując zrozumieć, dlaczego Satoru postanowił pojawić się na zebraniu, skoro do tej pory na żadnym nie był?
    Donośny dźwięk dzwonu oznajmił rozpoczęcie spotkania. Wszyscy zgromadzeni weszli do sali, siadając na tatami formując krąg. Ku zaskoczeniu wszystkich, tym bardziej Ayane, Satoru Gojo wszedł po tym, jak wszyscy zajęli miejsce, z beztroską wciskając się między czarnowłosą a reprezentanta jakiejś małej familii, który musiał się przesunąć. Evergarden przyglądała mu się kątem oka, zadając nieme pytania. Obserwowała jednocześnie miny pozostałych, wyrażających strach, zatroskanie a nawet pogardę. Przez głowę jej przeszła myśl, że mężczyzna nie jest tu również mile widziany.
- Panie Gojo, widzę, że w końcu zobowiązał się nas pan odwiedzić. - Zaczął jeden z mężczyzn, podejrzanie miłym tonem głosu.
- Właśnie. Skoro jest tu z nami przewodniczący, warto po raz kolejny podjąć temat obecności tego szczebiota. - Głowa klanu Zen'in, Naobito, od początku był największym przeciwnikiem Ayane i tego, że brała udział w spotkaniach. Jednak nie kąśliwa uwaga przykuła jej uwagę. Mężczyzna nazwał Satoru przewodniczącym. Powiedzcie, że się przesłyszała. Przesłyszała się, prawda? Nie ma możliwości, żeby to uosobienie nieodpowiedzialności siedziało na tak odpowiedzialnym stanowisku.
    Ukradkiem spojrzała na Satoru, pełnym dezorientacji spojrzeniem, marszcząc brwi, próbując przybrać maskę poważnej, niż wystraszonej. Tak. Bała się. Cholernie się bała, że zostanie wyrzucona, że dostanie zakaz przychodzenia i uczestniczenia w zebraniach, które podnosiły rangę i dodawały prestiżu. Mężczyzna miał dobry powód do tego, chociażby personalny. Byli rywalami, nie cierpieli się. A przynajmniej tak było jeszcze przed jej rychłym zniknięciem. Gojo przez ten czas pozostawał bez ruchu. Oczy miał zasłonięte opaską a z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Wszyscy oczekiwali w niepewności.
- Ma pan rację, panie Zen'in. Warto podjąć temat obecności pani Evergarden na zebraniach. - Powaga, z jaką wypowiedział to zdanie, przywołała lodowaty dreszcz, który rozszedł się nieprzyjemnie wzdłuż kręgosłupa. Ayane z trudem przełknęła gorycz i własną niemoc. Opuściła lekko głowę, błądząc wzrokiem po swoich palcach i dwóch czarnych pierścieniach u prawej dłoni. Zacisnęła je i zamknęła oczy, czekając na werdykt, który mimo że haniebny, przyjmie z godnością. Oto jej ostatnie posiedzenie, ostatni udział w spotkaniu Rady.
    Nagle coś wylądowało na jej ramieniu. Wzdrygnęła się, orientując po chwili, że to dłoń Satoru.
- Pani Evergarden, jako reprezentantka swojej rodziny, ma takie samo prawo do udziału w obradach, jak każdy z nas.
Kobieta otworzyła szeroko oczy, patrząc się na mężczyznę. Analizując to, co właśnie usłyszała, mięła w dłoniach materiał kimona. Białowłosy postawił się za nią. Poszedł pod prąd, mimo poparcia jakie miał. Mężczyzna dostrzegł jej spojrzenie i posłał jej wesolutki uśmiech.
- Ponadto rozważałem powierzenia jej roli mojego zastępcy. Nigdzie nie spotkałem tak kompetentnej i odpowiedzialnej osoby.
Hejże, Satoru. Widzisz mnie drugi raz od mojego powrotu, nie rozpędzaj się tak.
Gwar i szmery pełne niezadowolenia rozległy się w pomieszczeniu. Niepewne, zaskoczone i pełne zawiści spojrzenia kierowane były na kobietę, która nadal miała na ramieniu dłoń Gojo. To się wymyka spod kontroli. Satoru, coś ty najlepszego zrobił?
- Z całym szacunkiem, panie Gojo. - Odważyła się odezwać, strząsając jego rękę. - Ale taką decyzją wepchnie mnie pan w większe problemy niż mam do tej pory. 
    Ayane zwięźle uargumentowała zły pomysł mężczyzny, jednocześnie ciskając ukrytymi obelgami w stronę nieakceptujących ją osób, którzy widząc poważną minę Gojo, płonęli ze wstydu. Kobieta, gdzieś w głębi serca zarzucała sobie, że dała przejść tak smakowitej okazji koło nosa, lecz mając na uwadze jej psychikę, dobrze, że zrezygnowała. Minęło jeszcze trochę czasu i rozległ się dzwon, oznajmiający koniec spotkania. Wszyscy wstali z zamierzeniem skierowania się do wyjścia. To samo planowała Evergarden, jednak coś złapało ją za krawędź kimona.
- Czemu nie mówiłaś, że masz takie problemy z Radą?
Satoru zatrzymał ją, zmuszając do cofnięcia się w głąb pomieszczenia, uciekając przed słuchem niepożądanych osób. Była widocznie zaskoczona takim pytaniem, nie mniej jak gestem mężczyzny sprzed parunastu minut. 
- Dlaczego miałabym ci mówić? - Złapała trzymany przez białowłosego skrawek materiału, wyciągając go spod jego palców, marszcząc brwi. To był drogi materiał, kretynie. - Jesteśmy rywalami, Satoru.
- Nadal masz do mnie urazę przez tamto? 
Ayane odwróciła się na pięcie, kierując się do wyjścia, dosłownie uciekając przed tym nieprzyjemnym tematem sprzed lat, kiedy oboje chodzili do liceum jujutsu. Ścisnęła nerwowo dłonie w pięści. Jak on może zachowywać się tak swobodnie, przywołując tamtą sytuację? Nim całkowicie opuściła budynek, usłyszała.
- Ta duma cię kiedyś zabije, Bakayane!
Albo duma, albo coś innego.
     
_______________________
Witam po rozdziale drugim!
Wiele tajemnic sprzed lat nam się pojawiło.
Kolejne kilka faktów o Ayane:
- lubi pracować w ogrodzie, działa to na nią terapeutycznie
- w niektórych sytuacjach potrafi zachować powagę, mimo obecności Gojo
- uwielbia gry słowne

Dziękuję, że wpadłaś/eś! Do zobaczenia wkrótce! 
BAJ BAJ! ♥


Poprzedni rozdział | Spis treści | Następny rozdział

07 sierpnia 2021

Satoru Gojo x OC #1

    Gojo Satoru jak to miał w zwyczaju, obserwował treningi trójki swoich uczniów na głównym placu. Analizował ich ruchy, technikę i z łatwością przewidywał ich następne decyzje. Atak, blok, unik, kontratak. Trafili mu się niezwykle utalentowani uczniowie, jednak póki co byli niczym brudne, nieoszlifowane diamenty, które pod jego dłonią zabłysną własnym blaskiem. Widząc już intensywniejsze oznaki zmęczenia u młodych, podszedł bliżej.
- Hej hej, dzieciaki. Koniec na dziś. - Zawołał, po czym cała trójka spoconych, poobijanych i ciężko dyszących uczniaków podeszła do niego. Szczegółowo polecił na co mają zwrócić uwagę i co poprawić w kolejnych treningach, gdy nagle Itadori zapytał.
- Kto to jest?
Wszyscy odwrócili się w kierunku wskazanym przez chłopaka. Satoru Gojo, nawet w najczarniejszych odmętach otchłani rozpozna tę sylwetkę, elegancki styl chodu i jej wszechobecny perfekcjonizm. Ayane Evergarden. Znana jako drugi najsilniejszy czarownik Jujutsu. Córka Burz. Kobieta, która zniknęła z jego otoczenia na ponad trzy lata, pojawiła się dzisiejszego dnia i jest w zasięgu jego wzroku. Długie, czarne włosy bujały się na boki w rytm jej kroków a słonecznikowo-żółta sukienka powiewała na wietrze. Satoru uśmiechnął się zadziornie na jej widok, krzyżując ręce na piersiach.
- Heh, widać burza nadciąga.
Wyraźnie zdezorientowani uczniowie rozglądali się po niebie.
- Hę? Nie słyszałem, żeby zapowiadali deszcz.
Gojo nie wiedział, co się wydarzyło, że się pojawiła, lecz musiał wiedzieć.
 
    Ayane Evergarden była umówiona na konkretną godzinę, jednak przyszła przed czasem. Wiele wspomnień, tych dobrych i tych złych mieniło się jej przed oczami, gdy tylko postawiła stopę na terenie kompleksu. Z trudem przyszło jej nie skupianie się na nich. Minęło już sporo czasu, myślała, że przepracowała już tamte wydarzenia i wyciszyła emocje. Jednak wystarczył tylko sam zapach drewnianych budynków, by na murze, którego sumiennie budowała, pojawiły się rysy i spękania. Nim wkroczyła na dziedziniec, desperacko wzięła długi głęboki oddech. Z dziedzińca widać było główny plac. Nie zatrzymując się, obserwowała trójkę młodych osób, w oddali walczących ze sobą. Uśmiechnęła się, przypominając sobie swoje początki, wylane poty, zakwasy, siniaki, zadrapania i wyrywane z frustracji włosy z głowy. Dni, kiedy z bólu nie potrafiła nawet wstać z łóżka było wiele. Jej mistrz, dziadek i starszy brat nigdy nie dawali jej forów. Była pierwszą kobietą w rodzinie Evergarden, zdolną korzystać z przeklętej energii, jednak nawet z tego tytułu nie brano pod uwagę edukowania jej w tym kierunku. Kobieta powinna tylko potrafić pisać, czytać i zajmować się sztukami pięknymi. Te słowa, powtarzane jak mantra przez babkę niesamowicie dołowały Ayane, przyprawiając ją o wszelkie negatywne uczucia świdrujące przez myśli i wwiercające się w podświadomość. Jednak gdy już w wieku ośmiu lat wykazywała niesamowicie precyzyjną kontrolę demonicznej energii, jej rodzina postanowiła dać jej szansę, wbrew obiekcjom babki. 

    - Jesteś wcześniej, niż sądziłem. - Te słowa sprowadziły czarnowłosą na ziemię. Spojrzała na stojącego przed nią człowieka, który upływ czasu miał doskonale wypisany na twarzy. Każda jego zmarszczka mogła opowiedzieć niesamowite anegdoty z jego długiego, pełnego historii życia.
- Chciałam się przygotować. - Odpowiedziała z pełną powagą, niepasującą do jej dziecięcej twarzy.
- Chodź ze mną, dziś nie będziemy walczyć. 
Starzec zaprowadził ją do wolno płynącego strumienia w lesie.
- Ponieważ każdy w naszej rodzinie mógł korzystać z energii przyrody, ty również powinnaś mieć taką umiejętność. Kluczem jest znalezienie jej jak najwcześniej, by podczas treningów zacząć ją wykorzystywać. - Jednym ruchem ręki starzec uformował wodną kulę unoszącą się nad swoją dłonią. - Podaj dłoń.
Mężczyzna kilka razy próbował przekazać wodną sferę dziewczynce, jednak za każdym razem pękała po kilku sekundach i woda rozpryskiwała na ziemię. Pogładził w zamyśleniu sędziwą brodę i uśmiechnął się pogodnie, pocieszając nachmurzoną dziewczynkę.
- Jeśli to nie jest woda, jest jeszcze wiele źródeł energii, drogie dziecko. Ziemia, ogień, wiatr, błyskawice, światło i ciemność. Znajdziesz to, co da ci siłę.
- A co Akito daje siłę? - Zaciekawiona zapytała dziadka.
 
    - Dobrze cię w końcu widać, Ayane.
Z transu wspomnień wyrwał ją znajomy głos. Na werandzie budynku, do którego zmierzała stał wielkiej postury mężczyzna. Na pierwszy rzut oka zdawał się być groźną bestią, twierdzą nie do zdobycia, która nie wpuszcza do środka nikogo. Ayane uśmiechnęła się widząc, że znajoma postać nie zmieniła się nic a nic przez te trzy lata.
- I wzajemnie, dyrektorze.
Minął długi czas i Ayane w końcu wyszła z budynku. Rześkie wieczorne powietrze podrażniało nozdrza i przyprawiało o gęsią skórkę. Zrobiła parę kroków i usłyszała wesołe Yo za plecami.
- Bakayane w końcu ruszyła swoje cztery litery i zawitała na stare śmieci. - Dodał uszczypliwie, gdy się odwróciła.
- Kopę lat. - Odpowiedziała, jakby spodziewając się sarkastycznego powitania i uprzednio przygotowała pewną dozę cierpliwości. Satoru zaś, wyczekując na jakiekolwiek odgryzienie, ironię, sarkazm czy groźbę słowną, jak to często miało miejsce w czasach licealnych, otrzymał zwykłą, najzwyklejszą odpowiedź. – Tyle czasu tu stałeś, żeby zarzucić tak słabym tekstem?
Głos kobiety i jej mimika wskazywały bardziej na zmęczenie niż wkurzenie. Czy to ta sama osoba sprzed lat? Z którą darli koty, wyzywali się od najgorszych i gdyby nie częste interwencje Geto, prawdopodobnie by się pozabijali nawzajem.
- Hoho, Córka Burz zwiększyła wymagania?
- Chociaż ty mnie tak nie nazywaj.
Odwróciła się i ruszyła przed siebie. Czarnowłosa wiedziała, że musiała się bardziej wysilić, żeby nie dać się sprowokować, a nazywanie jej tym tytułem tylko rozdrapywało rany przeszłości. Bolące i piekące jak płynąca po ciele lawa, sącząca się wszystkimi negatywnymi emocjami, niczym najgorszy koszmar.
- Przestań już. To było dawno temu. – Rzucił w zwiększającą się przestrzeń między nimi, po czym szybkim krokiem poszedł za Ayane. – Zmarszczek dostaniesz, jak tak się będziesz zamartwiać.
Zatrzymała się, gdy ją dogonił. Jej twarz miała minę, jakby szykowała się do kazania dekady, lecz poprzestała na samym głośnym westchnięciu.
- Trzy lata temu Ushio. Dwa lata temu mój ojciec. Wierz mi, mam czym się zamartwiać.
Kobieta ugryzła się w język, ganiąc się w myślach za tą niepotrzebną wylewność. Dzielenie się tym niczego nie zmieni, po co angażować kogoś z zewnątrz w jej rozterki, dzielić się bagażem emocjonalnym i tak dalej, i tak dalej. Problem w tym, że Córka Burz doskonale wiedziała, że rozmowa o problemach w niemałym stopniu może ulżyć. Zrzucić ciężar lub rozłożyć go, zazwyczaj równomiernie na ilość osób wtajemniczonych. Tylko dlaczego tą osobą musiał być właśnie Gojo Satoru? Kobieta potarła nerwowo dłonią swoje czoło. Mężczyzna z kolei przyglądał się stojącej przed nim zagubionej istocie, dochodząc do różnych konkluzji. Ayane się zmieniła. To już nie była ta sama pyskata dynamiczna dziewczyna, pojawiająca się w życiu niczym burza, wprowadzająca zamęt niczym tornado. Stojąca przed nim osoba była kimś innym. Kimś, kogo nie znał.
- Wracam do domu. – Oznajmiła, ale białowłosy ubiegł ją, nim zdążyła wykonać jakikolwiek dodatkowy ruch. Wyciągnął do niej dłoń, z wyprostowanym samym małym palcem, szczerząc się, jakby właśnie wpadł na najbardziej genialny pomysł pod słońcem, który zakończy wojny, głód na świecie i zapobiegnie globalnemu ociepleniu.
- Pociągnij palec. – Ayane skrzywiła się, widząc tak głupiutkie zachowanie dorosłego mężczyzny, zastanawiając się, czy jest sens go dotykać z racji jego Infinity. Musiała jednak przyznać, że cholernie potrzebowała jego idiotyzmu, by się rozluźnić choć na chwilę, zająć umysł czymś lżejszym. Niepewnie wyciągnęła dłoń, uświadamiając sobie brak niewidzialnej bariery wokół mężczyzny. Chwyciła jego palec między swój wskazujący oraz kciuk i delikatnie pociągnęła, zastanawiając się nad sensem. Wtem Gojo obrócił się wokół własnej osi, radośnie wykrzykując i wymachując rękami.
- Serdeczne gratulacje! Wygrałaś specjalny kupon na lepsze traktowanie! Do wykorzystania tylko dziś!
Ayane w ciszy patrzyła na promieniującego radością mężczyznę, próbując odnaleźć granicę między czystym idiotyzmem a chęcią udzielenia pomocy, której to czarnowłosa potrzebowała, jednak nie przyznałaby się do tego, nawet gdyby ją cieli na kawałki. Ta duma mnie kiedyś zabije.
- Nie wiem czy skorzystam. – Skrzyżowała ramiona na piersiach, rozdmuchując prątki głupoty, które niebezpiecznie zbliżały się do kobiety.
- No nie możesz przegapić takiej okazji! – Naciskał, nachylając się nad rozmówczynią, nie dając jej ani odrobiny przestrzeni. – Przecież wczoraj miałaś urodzinki!
Skrzywiła się, ale była pod wrażeniem dobrej pamięci białowłosego. Dwudziesty trzeci sierpnia, dzień jej urodzin był wczoraj, zmieniając szóstkę na siódemkę w liczbie jej wieku. Westchnęła po raz kolejny.
- Niech ci będzie. – Zgodziła się, mając nadzieję na szybkie załatwienie sprawy i rychły powrót do domu. – Masz jakiś plan, rozumiem?
Satoru teatralnym gestem udał zamyślonego, po czym dodał szybko.
- Nie. Ale możemy się spotkać z Nanaminem! – Wyciągnął telefon z kieszeni i wykonał szybki telefon. W tonie głosu Kento wyraźnie dało się słyszeć podirytowanie i zniechęcenie, ale nie odmówił.
    Bar, który był miejscem spotkania, należał do tych plasujących się wyżej, na liście ekskluzywnych miejsc spotkań. Czerwono-purpurowe fotele i kanapy usytuowane pod ścianami, odgrodzone od siebie wysokimi półściankami i stoliki dwu, trzy i czteroosobowe stojące głównie przy wielkich oknach i zajmujące większą część przestrzeni na środku. Bar był najdalej wysuniętym miejscem, patrząc od wejścia, ale osoba stojąca za nim miała doskonały widok na wszystkich gości lokalu. Całość zdobiły eleganckie neonowe światła u sufitu i świece na stolikach. Trójka przybyłych zajęła miejsce na kanapach w samym rogu pomieszczenia.
- Shoko nie wpadnie? – Spytała czarnowłosa, gdy sięgnęła po menu, zerkając na desery.
- Dzwoniłem, ale nie odbiera. – Odparł Nanami, robiąc to samo.
- Pewnie leży już gdzieś pijana.
Ayane nie była zadowolona, że jedna z jej bliskich osób nie traktuje swojego organizmu z szacunkiem. Z drugiej strony, może istniało jakieś zaklęcie z odwróconej przeklętej energii pozbywające się kaca lub naprawiające wątrobę.
- Wczoraj szybko się wprawiła. – Zauważyła kobieta, przypominając sobie poprzedni dzień.
Białowłosy zsunął okulary, mrugając pytająco to na Evergarden, to na Kento.
- To wy się widzieliście wczoraj?
Oboje byli zaskoczeni takim pytaniem, nie bardziej jak Gojo zaskoczony taką informacją. I chociaż Ayane nie miała ochoty odpowiadać, Nanamin nie zostawił jej wyboru, prosząc o swoje zamówienie, gdy przyszła kelnerka.
- No tak. – Zaczęła, gdy pracownica lokalu odeszła z zamówieniami. – Z resztą, z Shoko i Nanaminem byłam w kontakcie przez ostatnie lata. O, nawet z Utahime często rozmawiałam.
Satoru czuł się w tym momencie jak piąte koło u wozu, elementem zapomnianym i porzuconym przez towarzyszy. W słowach kobiety ani w reakcji blondyna nie czuć było żadnej skruchy z powodu wykluczenia najsilniejszego czarownika jujitsu z ich małego grona. Ayane, widząc że białowłosy chce wyrazić na głos swoje niezadowolenie z poznanego faktu, ubiegła go.
- Nie dałbyś mi spokoju. – Oparła się wygodniej o kanapę, wbijając wzrok w swoje paznokcie. – Potrzebowałam naprawdę dużo czasu, by wszystko ogarnąć i uspokoić.
- Ayane ranisz mnie. Ranisz mnie bardzo. Olać tak wspaniałego przyjaciela jak ja. – Kręcił głową w dezaprobacie, sztucznie wyolbrzymiając swój domniemany żal do czarnowłosej. – A wszystko pogarsza fakt, że nie mogę ci dziś krwi napsuć.
- Sam sobie w stopę strzeliłeś, Satoru.
Kento słuchał tej konwersacji w milczeniu, konsumując zamówiony sernik na ciepło. Doprawdy, albo się kiedyś pozabijają, albo wezmą ze sobą ślub. Innej opcji nie widział.

__________________________
Witam po rozdziale pierwszym! ♥
Spodziewajcie się błędów, nie mam nikogo do sprawdzania a piszę z potrzeby serca (i duszy).
Kilka faktów o Ayane!
- 27 lat; kobieta; hetero;
- 175 cm; 70kg;
- czarne włosy; ciemnobrązowe oczy
- ulubiony kolor: słonecznikowy żółty, jasnozielony
- ulubiona potrawa: sushi, yakisoba
- lubi: koty, zakupy, dobrą organizację, sukienki, motyle, deszcz, buty na obcasie
- nie lubi: niesprawiedliwości wobec kobiet, kłamstwa, śniegu, 
- unika alkoholu jak ognia
- jej rodzice nie posiadają ani grama przeklętej energii; umiejętności odziedziczyła po przodkach
- ma starszego brata

Dziękuję, że wpadłaś/eś! Do zobaczenia wkrótce!
BAJ BAJ! ♥