31 sierpnia 2021

Satoru Gojo x OC #2

    Młoda Evergarden wypuściła głośno powietrze z płuc. Nie podobało jej się to, że tego ranka w jej domu, konkretniej w jej osobistym ogrodzie, pojawił się nie kto inny, tylko źródło jej wszystkich nerwów. Gotujące krew w żyłach, zmuszające mięśnie i szare komórki wraz z neuronami, do pozostawania w stałej gotowości, tak długo, jak długo był w pobliżu Satoru Gojo. Stał sobie na werandzie, emanując beztroską, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie. Uśmiechał się głupawo, zostawiając czarnowłosą w oczekiwaniu na jakiekolwiek słowo wyjaśnienia. Sprawiał wrażenie, jakby świetnie się bawił, poddając jej cierpliwość wielu próbom, czekając aż złamie się pierwsza. 
    Ayane, patrząc na sylwetkę mężczyzny, przez moment poddała w wątpliwość wszystkie sytuacje minionych trzech lat. Miała wrażenie, jakby nadal była tą samą, w gorącej wodzie kąpaną, młodą Evergarden, która co rusz sprzeczała się z białowłosym o byle pierdołę lub walczyła o miano najsilniejszego czarownika jujutsu. Którą Ushio co rusz sprowadzał na ziemię, za każdym razem, gdy tylko był w pobliżu. Satoru zaś nie zmienił się nic. Nadal nosił opaskę, zasłaniając oczy. Nadal jego białe włosy, zaczesane ku górze, sterczały na wszystkie strony. Nadal nosił ten sam uniform egzorcysty. I nadal uśmiechał się tak samo zadziornie, jak wtedy.
    Oparła przybrudzone ziemią dłonie w talii i uniosła pytająco brew ku górze. To nie mógł być tylko zbieg okoliczności. Że tylko sobie przechodził i postanowił wpaść. Sekundy mijały a kobieta zaczęła się już lekko irytować.
- Powiesz coś czy zapomniałeś języka za zębami?
Gojo mógł w tej chwili przygadać jej na tysiąc różnych sposobów, ciesząc się jednocześnie, że kobieta niewiele się zmieniła. Jej grzywka nadal żyła własnym życiem, odstając na wszystkie strony. Jej ciemnobrązowe oczy nadal biły tym samym, niezłamanym blaskiem. Jej rysy twarzy były nadal czarująco kobiece. A jej całokształt nadal pozostawał w stanie podirytowania, gdy tylko się zjawił w jej otoczeniu.
- Niesamowite. Lata temu wyrzuciłabyś mnie z domu, zanim bym do niego wszedł!
To nie jest możliwe, żeby nie miał sprawy do załatwienia, jakiegoś biznesu czy celu, do którego potrzebna mu była Ayane. Błądziła w myślach, poddając najbardziej szczegółowej analizie wszystkich prawdopodobieństw, łącząc najbardziej absurdalne fakty, by odnaleźć ten konkretny, ukryty motyw, który sprowadził do go jej rezydencji.
- Przyznam, że podsuwasz mi bardzo kuszące rozwiązanie pewnego problemu. - Dodała po chwili, gdy utwierdziła się w tym, że białowłosy nic więcej nie doda. - Ale pierw łaskawie pozwolę ci podać powód twojej wizyty.
Gojo tylko przekrzywił lekko głowę w bok.
- Przechodziłem niedaleko i zdecydowałem, ze wpadnę.
Irytacja, kłębiąca się w ciele kobiety osiągnęła wyższy poziom. Ten cholerny kłamca.
- Przechodziłeś niedaleko. - Powtórzyła po nim, zgrzytając zębami. - Na takim wygwizdowie, na jakim mieszkam, ty magicznie znalazłeś się w okolicy! I co robiłeś? Grzyby w lesie zbierałeś? Myślisz, ze ja w to uwierzę?! Głupi idiota!
Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej i wśród wiązanki wyzwisk, kierowanych pod jego adresem, nie wyciągając dłoni z kieszeni, jednym susem pokonał odległość, dzielącą go od kobiety. Pochylił się nad czerwoną ze złości Ayane, niebezpiecznie zmniejszając dystans między nimi. Ta zaś, cofnęła się o krok do tyłu, profilaktycznie będąc gotową do ewentualnego prawego sierpowego.
- Doszły mnie słuchy, że pewna głowa rodu nie została poprawnie przywitana w społeczności. - Mruknął przed jej twarzą cicho, jednak dostatecznie głośno, by usłyszała. W nagłym szoku otworzyła szerzej oczy, nie spodziewając się takiego powodu jego wizyty. Po chwili jednak zmarszczyła brwi. Będzie rzucać jej kłody pod nogi tak samo jak wszyscy inni? Zanim zdążyła wypowiedzieć na głos swoje oburzenie, przyłożył jej palca do ust. - Nie tak prędko, najpierw-
- Nie mam czasu na te twoje zabawy! - Machnęła dłonią, odpędzając mężczyznę niczym stado natrętnych much. - Załatw to, co załatwiłeś i wracaj skąd wypełzłeś!
Szybkim krokiem wyminęła Gojo, zostawiając pracę w ogrodzie i ruszyła w głąb rezydencji.
- Byłbym zapomniał, za godzinę spotkanie Rady!

    Nie mogła tego przyznać. Cholernie nie mogła, ale Satoru trafił w samo sedno. Ayane nie otrzymała nigdy nawet ochłapu powitania i akceptacji, jakich mógł dostać przypuszczalnie jej brat. Niestety dwa lata temu jej rodzina musiała zmierzyć się z rzeczywistością, podjąć trudną decyzję i w miarę szybko przekazać obowiązki i rolę głowy rodzinie właśnie jej. Jedynej kompetentnej osobie. Córka Burz w roli reprezentanta rodziny nie brzmiała źle. Jednak nie dla nich. Oni nigdy jej nie zaakceptowali. Czy to przez jej choleryczną osobowość? Czy może przez to, że w niecałe dwa lata prześcignęła praktycznie wszystkie klany, dumnie siadając na pozycji drugiego najsilniejszego czarownika? Czy może przez to, że przez jej błąd zginął jeden z geniuszy jujutsu? 
    Jakikolwiek był powód, przez upływ czasu był dość niesprawiedliwy. Ayane, z bezsilności przełykała tę hańbę. Wielokrotnie myślała o poddaniu się. Odcięciu od społeczności wielkich, dumnych rodów. Jednak, ilekroć człowiek raz zasmakuje we władzy, trudno mu potem to porzucić. Ludzie to są jednak piekielnie chciwe i zachłanne stworzenia.
    Z bezkresnego oceanu myśli wyrwała ją służka, która pierw spokojna, przekazała jej list, po chwili zrobiła się cała czerwona i spięta widząc, kto stoi za jej panią. Ayane tylko cmoknęła z niezadowoleniem, widząc jak zły wpływ ma białowłosy na jej służbę. Ten cholerny, irytujący, jednocześnie przepiękny człowiek mógł z łatwością namieszać w głowie każdej kobiety, niewiele robiąc.
- O cholera... - Spięła się, widząc nazwę adresata. Niepokojąc się, co ten zlepek próchna wymyślił, otworzyła kopertę. Satoru nachylił się, razem z nią śledząc treść listu.
- Mówiłem ci przecież.
- Kimono... - Szepnęła przerażona, mnąc kartkę w dłoni. - Szykujcie mi kimono!

    Ayane, wielokrotnie słysząc swoje imię, nazwisko i nawet jej tytuł Córki Burz, szła dumnie przed siebie, ubrana w przepiękne czarno-żółte kimono. Powód, dla którego była na ustach wszystkich zgromadzonych, był raczej oczywisty, ale ich reakcje nie były dla niej klarowne. W miejscu spotkań rady pojawiła się, dosłownie pojawiła się znikąd, w towarzystwie Satoru Gojo. Uściślając - to on ją tam ściągnął. Czemu taka drobna sytuacja wywołała tak wielkie poruszenie? Przecież każdy tu korzysta z różnych technik jujutsu, przynajmniej w niewielkim stopniu.
    Wszyscy mężczyźni szeptali między sobą, zerkając co chwila na idącą samotnie kobietę, bo ten nieodpowiedzialny albinos musiał gdzieś się ulotnić, mówiąc, że ma coś do załatwienia i zostawił ją samą. Przygryzała wargę, powstrzymując się od jakiegokolwiek niegodnego zachowania, próbując zrozumieć, dlaczego Satoru postanowił pojawić się na zebraniu, skoro do tej pory na żadnym nie był?
    Donośny dźwięk dzwonu oznajmił rozpoczęcie spotkania. Wszyscy zgromadzeni weszli do sali, siadając na tatami formując krąg. Ku zaskoczeniu wszystkich, tym bardziej Ayane, Satoru Gojo wszedł po tym, jak wszyscy zajęli miejsce, z beztroską wciskając się między czarnowłosą a reprezentanta jakiejś małej familii, który musiał się przesunąć. Evergarden przyglądała mu się kątem oka, zadając nieme pytania. Obserwowała jednocześnie miny pozostałych, wyrażających strach, zatroskanie a nawet pogardę. Przez głowę jej przeszła myśl, że mężczyzna nie jest tu również mile widziany.
- Panie Gojo, widzę, że w końcu zobowiązał się nas pan odwiedzić. - Zaczął jeden z mężczyzn, podejrzanie miłym tonem głosu.
- Właśnie. Skoro jest tu z nami przewodniczący, warto po raz kolejny podjąć temat obecności tego szczebiota. - Głowa klanu Zen'in, Naobito, od początku był największym przeciwnikiem Ayane i tego, że brała udział w spotkaniach. Jednak nie kąśliwa uwaga przykuła jej uwagę. Mężczyzna nazwał Satoru przewodniczącym. Powiedzcie, że się przesłyszała. Przesłyszała się, prawda? Nie ma możliwości, żeby to uosobienie nieodpowiedzialności siedziało na tak odpowiedzialnym stanowisku.
    Ukradkiem spojrzała na Satoru, pełnym dezorientacji spojrzeniem, marszcząc brwi, próbując przybrać maskę poważnej, niż wystraszonej. Tak. Bała się. Cholernie się bała, że zostanie wyrzucona, że dostanie zakaz przychodzenia i uczestniczenia w zebraniach, które podnosiły rangę i dodawały prestiżu. Mężczyzna miał dobry powód do tego, chociażby personalny. Byli rywalami, nie cierpieli się. A przynajmniej tak było jeszcze przed jej rychłym zniknięciem. Gojo przez ten czas pozostawał bez ruchu. Oczy miał zasłonięte opaską a z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Wszyscy oczekiwali w niepewności.
- Ma pan rację, panie Zen'in. Warto podjąć temat obecności pani Evergarden na zebraniach. - Powaga, z jaką wypowiedział to zdanie, przywołała lodowaty dreszcz, który rozszedł się nieprzyjemnie wzdłuż kręgosłupa. Ayane z trudem przełknęła gorycz i własną niemoc. Opuściła lekko głowę, błądząc wzrokiem po swoich palcach i dwóch czarnych pierścieniach u prawej dłoni. Zacisnęła je i zamknęła oczy, czekając na werdykt, który mimo że haniebny, przyjmie z godnością. Oto jej ostatnie posiedzenie, ostatni udział w spotkaniu Rady.
    Nagle coś wylądowało na jej ramieniu. Wzdrygnęła się, orientując po chwili, że to dłoń Satoru.
- Pani Evergarden, jako reprezentantka swojej rodziny, ma takie samo prawo do udziału w obradach, jak każdy z nas.
Kobieta otworzyła szeroko oczy, patrząc się na mężczyznę. Analizując to, co właśnie usłyszała, mięła w dłoniach materiał kimona. Białowłosy postawił się za nią. Poszedł pod prąd, mimo poparcia jakie miał. Mężczyzna dostrzegł jej spojrzenie i posłał jej wesolutki uśmiech.
- Ponadto rozważałem powierzenia jej roli mojego zastępcy. Nigdzie nie spotkałem tak kompetentnej i odpowiedzialnej osoby.
Hejże, Satoru. Widzisz mnie drugi raz od mojego powrotu, nie rozpędzaj się tak.
Gwar i szmery pełne niezadowolenia rozległy się w pomieszczeniu. Niepewne, zaskoczone i pełne zawiści spojrzenia kierowane były na kobietę, która nadal miała na ramieniu dłoń Gojo. To się wymyka spod kontroli. Satoru, coś ty najlepszego zrobił?
- Z całym szacunkiem, panie Gojo. - Odważyła się odezwać, strząsając jego rękę. - Ale taką decyzją wepchnie mnie pan w większe problemy niż mam do tej pory. 
    Ayane zwięźle uargumentowała zły pomysł mężczyzny, jednocześnie ciskając ukrytymi obelgami w stronę nieakceptujących ją osób, którzy widząc poważną minę Gojo, płonęli ze wstydu. Kobieta, gdzieś w głębi serca zarzucała sobie, że dała przejść tak smakowitej okazji koło nosa, lecz mając na uwadze jej psychikę, dobrze, że zrezygnowała. Minęło jeszcze trochę czasu i rozległ się dzwon, oznajmiający koniec spotkania. Wszyscy wstali z zamierzeniem skierowania się do wyjścia. To samo planowała Evergarden, jednak coś złapało ją za krawędź kimona.
- Czemu nie mówiłaś, że masz takie problemy z Radą?
Satoru zatrzymał ją, zmuszając do cofnięcia się w głąb pomieszczenia, uciekając przed słuchem niepożądanych osób. Była widocznie zaskoczona takim pytaniem, nie mniej jak gestem mężczyzny sprzed parunastu minut. 
- Dlaczego miałabym ci mówić? - Złapała trzymany przez białowłosego skrawek materiału, wyciągając go spod jego palców, marszcząc brwi. To był drogi materiał, kretynie. - Jesteśmy rywalami, Satoru.
- Nadal masz do mnie urazę przez tamto? 
Ayane odwróciła się na pięcie, kierując się do wyjścia, dosłownie uciekając przed tym nieprzyjemnym tematem sprzed lat, kiedy oboje chodzili do liceum jujutsu. Ścisnęła nerwowo dłonie w pięści. Jak on może zachowywać się tak swobodnie, przywołując tamtą sytuację? Nim całkowicie opuściła budynek, usłyszała.
- Ta duma cię kiedyś zabije, Bakayane!
Albo duma, albo coś innego.
     
_______________________
Witam po rozdziale drugim!
Wiele tajemnic sprzed lat nam się pojawiło.
Kolejne kilka faktów o Ayane:
- lubi pracować w ogrodzie, działa to na nią terapeutycznie
- w niektórych sytuacjach potrafi zachować powagę, mimo obecności Gojo
- uwielbia gry słowne

Dziękuję, że wpadłaś/eś! Do zobaczenia wkrótce! 
BAJ BAJ! ♥


Poprzedni rozdział | Spis treści | Następny rozdział

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz