Ayane Evergarden dostała zadanie, nie różniące się zupełnie niczym, od poprzednich. Uwieść wyznaczony cel, wydobyć z niego wszystkie informacje i zastawić sidła tak, by wpadł w ręce policji. Takie zadania dla agentki klasy specjalnej to tylko formalność. Zazwyczaj nie zajmowały jej wiele czasu, głównie dlatego, że od samego początku była na wygranej pozycji. Nie było mężczyzny, który nie ugiąłby się pod jej wdziękiem, subtelnym gestem czy słodkim słówkiem. Czasami wystarczyło samo spojrzenie, by ofiara padła na kolana.
Kobieta traktowała swoją pracę ekstremalnie poważnie. Wykonać powierzoną misję, bez skrupułów, bez względu na wszystko. Tylko to się dla niej liczyło. Znaleźć, złapać i zdeptać. Nie zajmowała swojego umysłu tym, że jej pracą przyczynia się do oczyszczania stolicy z najbardziej niebezpiecznych szczurów i szumowin, zajmujących się najczęściej nielegalnym handlem bronią, narkotykami czy niewolnikami. Tego typu sprawy często wykraczały poza kompetencje zwykłej policji. Wtedy wkraczała ona. Kobieta o nieskończonej ilości tożsamości.
Budynek położony daleko na przedmieściach, w okolicy dawnego portu. Niewysoki blok z małą ilością okien, kiczowato oświetlony neonami różnej wielkości. Zapraszały do wstąpienia i oddania się różnorakim przyjemnościom zarezerwowanym dla tych najbardziej zdesperowanych, tych najbardziej szalonych i tych najbardziej sprytnych. Ulubiona miejscówka hazardzistów, pokerzystów, dilerów i prostytutek. Trzymających nad stołem karty i kości, handlujących różnym towarem zaraz pod blatem. Miejsce, w którym można w jedną noc stracić wszystko lub stać się bajecznie bogatym - to drugie zdarzało się praktycznie wcale, bo on był zawsze w pobliżu. Jej następny cel.
- To kim jest pani dzisiaj? - Spytał mężczyzna, którego ramienia trzymała się jego towarzyszka. Zazwyczaj o czarnych, długich włosach i ciemnobrązowych oczach, dziś w miodowej peruce, jasnozielonych kontaktach i pełnym makijażu.
- Svetlana Kopanienko. - Odpowiedziała, perfekcyjnie udając rosyjski akcent. - Przyjechałam na wakacje zabawić się nieco.
Mężczyzna uśmiechnął się, słysząc tak absurdalny powód, żeby wstąpić do takiej speluny. Jednak co mógł zrobić, miał u swojego boku profesjonalistkę.
- A czemu wybrała pani takie miejsce na zabawę?
- Bo zwykłe bary czy puby są okropnie nudne.
Kobieta, trzymając się swojego partnera, weszła do budynku, mijając ochronę i skierowali się do głównej hali. Uderzył ich zduszony zapach papierosów a przywitał czerwony dywan rozłożony na całej posadzce. Sala była dobrze oświetlona. Aksamitne zasłony, brylantowe żyrandole czy drogie obrazy lub ich repliki - trudno było stwierdzić. Aż ciężko przyznać, że to miała być wylęgarnia szumowin. Na środku stało kilka okrągłych stołów, przy których zbierali się osoby zarówno grające, jak i obserwujące rozgrywkę. Poker. Ulubiona gra najgorszych szelm, niesamowicie uzależniająca, wymagająca wielu specjalnych umiejętności. Zerknęła w górę. Na balkonach znajdowała się spora liczba kobiet i nieco mniej mężczyzn. Obserwowali wszystkich z góry a co niektóre kobiety nęciły mężczyzn, by sprzedać im odrobinę przyjemności.
- [Twój cel znajduje się przy stole z największą liczbą osób].
Usłyszała w słuchawce schowanej w kolczyku. Nie trudno było przeoczyć sporą ilość obserwatorów przy konkretny stole, przeciskających się by tylko ujrzeć grę.
- Powiesz mi w końcu, kto to jest? - Spytała, opierając głowę o ramię towarzysza.
- [Gojo Satoru. Bardzo potężny człowiek. Szef tutejszej mafii zajmującej się praktycznie wszystkim, co nielegalne].
Gdyby mogła, gwizdnęłaby przeciągle. Trafiła jej się niezła sztuka do upolowania. Przez moment wyobraziła sobie, jak cała mafia pada jej do stóp. Zacisnęła dłoń na ramieniu mężczyzny i przygryzła wargę od środka, powstrzymując się od śmiechu. Poprawiła ciemne okulary, unosząc dumnie głowę. Wskazała mężczyźnie bar, który znajdował się daleko po prawej stronie.
- Zakręć się tam. Możesz przynieść mi coś lekkiego. - Puściła go. - Ale nie wchodź mi w drogę.
Na te słowa posłał jej nikły uśmiech z nutą irytacji.
- Nie martw się. Nie cierpię z tobą pracować.
Odszedł a kobieta, nęcąco kręcąc biodrem, eksponując odkrytą nogę i wysokie szpilki skierowała się w stronę stołu. Jednak widząc, jak mężczyźni się przepychają między sobą, zrezygnowała z tego planu. Zdecydowanie woli subtelniejsze sposoby na zdobycie punktu obserwacyjnego. Ruszyła w stronę schodów, czując na sobie spojrzenia mężczyzn. Niemal rozbierali ją wzrokiem, śledząc ponętne krągłości, zatrzymując się na wyeksponowanym biuście i idealnej talii, schowanej pod dobrze dobraną, ciemnoczerwoną sukienką. Nim postawiła obcas na pierwszym stopniu, ktoś podszedł, oferując dłoń. Z drugiej strony dostała drinka. Ukontentowana takim przebiegiem zdarzeń, wzięła i jedno i drugie, nie zaszczycając jednak spojrzeniem żadnego z nich. Ayane [Svetlana] w towarzystwie nieznanego mężczyzny, ku jego zawodzie skierowała się na balkony, a nie w stronę prywatnych pokoi, licząc na szybki numerek. Nawet nie stać cię na hand job'a z mojej strony. Siadła w wolnej loży, z której o dziwo miała dobry widok na ten konkretny stół.
- Droga pani, też jest pani zainteresowana gospodarzem dzisiejszego spotkania? - Zapytał w końcu mężczyzna, o którym istnieniu kobieta zapomniała. Usiadł na drugim fotelu. Również spojrzał na dół. - To ten w białych włosach. Pan Gojo-
- Nie przypominam sobie, żebym o niego pytała. - Odparła z podirytowaniem, utrzymując rosyjski akcent. Na te słowa mężczyzna zbliżył się, odważnie kładąc dłoń na jej udzie.
- Więc co taka piękna pani robi w takim miejscu, jak to?
Kobieta przestała analizować sytuację na dole. Położyła swoją dłoń na jego dłoni, zbliżając się do jego postaci. Nachyliła się nad jego uchem, pozwalając, by mężczyzna patrzył dowoli na jej biust.
- Jestem na wakacjach i szukam zabawy, godnej takiej osoby jak ja. - Zamruczała mu do ucha, przyprawiając jego ciało o falę dreszczu. Odsunęła się, zaszczycając go spojrzeniem znad ciemnych okularów. Ofiara płonęła rumieńcem i poluzowała krawat. Bingo.
- Więc co mi powiesz o tym mężczyźnie? - Wstała, opierając się o barierkę, patrząc na białowłosego mężczyznę, otoczonego
przez trzy piękne kobiety, łapczywie próbujące zagarnąć choć ochłap jego uwagi. - Sporo kobiet na niego sępi.
- To prawdopodobnie najbogatszy człowiek w całej Japonii. Jego majątek liczono w setkach miliardów, ale nie ma jednoznacznie potwierdzonej kwoty.
Ayane uważnie chłonęła wszystkie informacje, analizując wszystko co usłyszała. Jest bogaty, więc gotówką się go nie kupi. Jest niesamowicie przystojny i prawdopodobnie może mieć każdą kobietę na zawołanie. Ayane może nie być dla niego nikim interesującym. Skrzyżowała dłonie na piersiach, będąc jednoczenie niezadowoloną z takiego obrotu spraw, jak i niesamowicie podekscytowaną trudnym zadaniem, wymagającym czegoś więcej niż trzepotanie rzęsami.
W tym momencie obiekt jej obserwacji zerknął w górę. Mimo odległości, wyraźnie dostrzegła nieposkromiony błękit w jego oczach. W chwili, gdy zsunął okulary, dając kobiecie możliwość popatrzenia w jego oczy, od razu wiedziała. Przegrała na starcie.
______________________
Witajcie w innej wersji mojej opowieści SG x OC. Jest całkowicie odmienna od Córki Burz. Nie spodziewajcie się niczego związanego z jujutsu. Żadnych technik, żadnych klątw.
Nie będę się rozpisywać o mojej bohaterce, poznacie ją w trakcie!
Zapewne również zmodyfikuję osobowość Satoru na potrzeby fanficka. Nie miejcie mi tego za złe.
Dziękuję, że wpadłaś/eś! Do zobaczenia wkrótce!
BAJ BAJ! ♥
Spis rozdziałów | Następny rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz